Koń jaki jest - każdy widzi :)


Zdecydowanie robienie rzeczy, które z pozoru wydają się niemożliwe do zrobienia, pociąga mnie bardziej niż szycie zwykłych bluzek i spodni :) Dlatego też zabrałam się za ten projekt :) Zbierałam się do niego już od października 2016 - miał być prezentem gwiazdkowym dla siostrzenicy...ale ostatecznie stchórzyłam i kupiłam zabawkę w sklepie. Do pomysłu wróciłam niedawno zastanawiając się nad prezentem urodzinowym dla niej. A dlaczego projekt trudny i bałam się go? Bo jako jedyna pomoc przy stworzeniu wykroju miał mi posłużyć konik kupiony dawno temu w Biedronce :) Konik ma ok. 20 cm - mój chciałam żeby był duuużyyyyy - 100 cm... Najtrudniej było się za niego zabrać. Potem też parę momentów krytycznych miałam - opiszę je, bo a nóż ktoś się zainspiruje i postanowi stworzyć swojego :)

Zaczęłam od dokładnego wymierzenia mojego małego konika i przeniesienia wymiarów na półpergamin, potem wycięłam części. Najważniejsze jest, żeby nie ufać ślepo swoim pomiarom, tylko przymierzyć do siebie poszczególne części wykroju i sprawdzić, czy na pewno pasują do siebie. Najbardziej dokładnie sprawdzić trzeba środkową część głowy i część która będzie między nogami wszystkimi konika - to są dwa newralgiczne momenty - ja głowę zszywałam dwa razy, bo za pierwszym wyszła mi za szeroka, część łączącą nogi wycinałam drugi raz z materiału - dobrze, że zamówiłam więcej, bo jednak mi się nie spasowało za pierwszym razem.
 

Głowa która mi wyszła za pierwszym razem (kiedy wypchałam ją na próbę, żeby zobaczyć czy w ogóle coś z tego będzie) byłaby idealna do sarenki Bambi :) Może kiedyś ją też uszyję - jak ma wyglądać głowa już wiem :D 



Drugi newralgiczny moment to przyszywanie oczu - trudno jest to zrobić tak, by były idealnie symetryczne względem siebie. Ja wszywałam po zszyciu głowy...bałam się, że jak zrobię to przed zszyciem, to mi wyjdzie nierówno...zrobiłam po (oczywiście głowa nie byłą wypchana jak je przyszywałam :D i też wyszło nierówno :D bo bardzo trudno manewrowało się tak dużą głową pod maszyną. Jedno oko prułam i przyszywałam raz jeszcze, ostatecznie się udało. Następnym razem próbowałabym przyszywać oczy przed zszyciem głowy.


Trzeci moment trudny...a może nie tyle trudny co wymagający pomysłu - to grzywa i ogon. Wypełniłam je owatą, od razu zszywałam trzy warstwy tzn. minky minky owata. Ale co zrobić, żeby się ładnie wyginały? Ja rozwiązałam to tak: do środka grzywy/ogona (już z owatą) włożyłam na całej długości drucik ozdobny (podwójnie, żeby lepiej trzymał)z jednej i drugiej strony drucika przeszyłam po całej długości, żeby nie było możliwości, że drucik się przemieści. W przypadku grzywy takie druciki i przeszycia zrobiłam w dwóch miejscach. Żeby szyć jak najbliżej drucika, do przeszywania użyłam stopki do wszywania zamków.

To były najtrudniejsze momenty. Kiedy już miałam całego konia pozszywanego byłam pewna, że nic z niego nie wyjdzie i że po wypchaniu wyjmę z niego wypełniacz, a minky użyję do czegoś innego...bo jak z czegoś takiego miałby wyjść ładny koń...
Ale już w czasie wypełniania wiedziałam, że chyba się udało :)
Wypełnianie - właśnie!!! Zapomniałabym - w nogi i tułów wkładałam owatę, a naokoło okładałam kulką silikonową. Owatę, bo wydawała mi się sztywniejsza niż kulka, a nogi muszą być stabilne.

Po wypchaniu nadałam kształt grzywie/ogonowi i przeszyłam je ręcznie w paru miejscach, tak, żeby nie oklapły. TADAMMMMMM Gotowy :) Róg przyszyłam ręcznie na samym końcu...no dobrze...przyznam się...prawie o nim zapomniałam :) Przypomniała mi córka :)



Komentarze

Popularne posty